Warto zobaczyć film dla zjawiskowej Golino, tworzącej portret kobiety zdanej całkowicie na siebie, bo dzieci kompletnie jej nie rozumieją i nie pomagają, a mężczyźni tylko grożą jej pięścią,
W konkursie 72. Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Wenecji pokazano aż cztery włoskie tytuły. Obok najbardziej oczekiwanych autorstwa Marco Bellocchia i Luki Guadagnina, także "L’attesę"Piera Messiny i "Per Amor Vostro" Giuseppe M. Gaudino. Dwa ostatnie łączy to, że nie byłoby ich bez występujących w nich aktorek, większych niż filmy, w których grają. W pierwszym to Juliette Binoche, w drugim - Valeria Golino. Neapolitańska piękność, którą niektórzy pamiętać mogą z ról w amerykańskim kinie lat 80. ("Rain Man", "Hot Shots"), a inni z "Czarnego słońca" Zanussiego, ma we Włoszech status gwiazdy. I przez trzy dekady kariery aktorskiej nie straciła nic ze swojej urody.
W "Per Amor Vostro" wraca do rodzinnego miasta. Tu wciela się w Annę – matkę trójki dzieci i głowę rodziny, jako że jej mąż Gigi (Massimiliano Gallo) rzadko bywa w domu, do pracy się nie pali i trudno powiedzieć, co tak naprawdę robi z życiem. Anna tymczasem, co stanowi dumę szczególnie dla jej rodziców, dostaje pracę w telewizji. Nie jest jej jednak łatwo połączyć ją z obowiązkami domowymi, opieką nad dziećmi w trudnym wieku dojrzewania, wymagającymi rodzicami oraz mężem - narcyzem, leniuchem i tyranem, który i przyłożyć potrafi. Odrobinę czułości w jej życie wnosi tylko poznany w pracy aktor (Adriano Giannini, który z kolei tłukł Madonnę w "Rejsie w nieznane"Guya Ritchiego). Coraz trudniej jest jej się mu oprzeć, ale na romans też trzeba znaleźć jakoś czas.
Perypetie Anny ukazane są w dość osobliwy sposób. Narrację prowadzą neapolitańskie piosenki, których reżyser każe nam wysłuchiwać bez umiaru. To nie wszystko - czasem przyspiesza obraz, innym razem stosuje stopklatki, które znienacka koloruje, pozując Annę to na świętą, to na Meduzę Caravaggia. Film jest czarno-biały, ale pojawiają się w nim niekiedy kolory - lazurowe jest na przykład Morze Tyreńskie. Ma to, być może, swoje uzasadnienie – Anna utraciła radość życia, odwagę i szczęście, więc wyparowały i barwy, które są obecne jeszcze w scenach (zresztą dość słabych) wspomnień z dzieciństwa. Zabiegi te Gaudino stosuje nieporadnie, nie "robią" mu one filmu, jak miało to miejsce choćby we "Fridzie"Julie Taymor. Szkoda, że nie zdecydował się albo mocniej stylizacje te podkręcić, albo zrezygnować z nich w ogóle na rzecz realizmu. Stając w przysłowiowym rozkroku, położył świetny aktorsko materiał, czyniąc z "Per Amor Vostro" niewiele więcej niż kuriozum.
Warto je jednak zobaczyć właśnie dla zjawiskowej Golino, tworzącej portret kobiety zdanej całkowicie na siebie, bo dzieci kompletnie jej nie rozumieją i nie pomagają, a mężczyźni tylko grożą jej pięścią, albo zajęci hazardem chcą pożyczać pieniądze. Nie schodząca przez dwie godziny seansu z ekranu aktorka nie pozwala się sobą znudzić, co rusz odsłania inne oblicze kobiecości. Potrafi być zmysłową kochanką i troskliwą matką, wredną żoną i zmęczoną córką - zwykłą, lecz niezwyczajną neapolitanką. Tylko ona sprawia, że w "Per Amor Vostro" przełknąć można nawet manieryzmy reżysera.
Krytyk filmowy, filmoznawca, stały współpracownik Filmwebu. Laureat Nagrody im. Krzysztofa Mętraka, członek FIPRESCI, Europejskiej Akademii Filmowej i kolegium elektorów Złotych Globów.